Gabinet Zdrowia Psychicznego

Poradnik

Po pierwsze…

Czy pisanie poradników ma w ogóle sens skoro ludzie są różni?

Każdy człowiek jest inny. Nie ma dwóch takich samych osób, tak jak nie ma dwóch takich zachodów słońca. Ale potrafimy przewidzieć, gdzie zniknie słońce zimą i latem i wiemy jak zmienia się jego kolor gdy zbliża się do linii horyzontu. Każdy z nas jest niepowtarzalną kompozycją zalet, umiejętności, zainteresowań i talentów. Jesteśmy podobni: nie umiemy żyć samotnie, chcielibyśmy decydować o naszym życiu, lubimy odnosić sukcesy. Kochamy swoje dzieci, boimy się o nie. Zdarza się, że popełniamy błędy, których potem żałujemy.

Nie znajdą tu Państwo naukowych analiz, teorii ani bardzo mądrych cytatów. Będzie konkretnie, tak by każdy mógł to zrozumieć i zastosować.  Życzę powodzenia





Każdy chce być kowalem swego losu

Już noworodek próbuje wpływać na swoje otoczenie. Na początku płacze bo jest głodny, ma mokrą pieluszkę, boi się, jest mu zimno lub gorąco, albo chce, by mama była przy nim. Zauważa, że pewne działania sprawiają, że mama przychodzi do niego i zaczyna bardziej świadomie stosować płacz jako sygnał, który ją przywołuje. Dwutygodniowy osesek potrafi już skutecznie wpływać na mamę, a z czasem będzie doskonalić tę umiejętność. Dzieci błyskawicznie uczą się, co na nas działa. Jeżeli reagujemy na delikatne przywołanie dziecko zapewne poprzestanie na tym, jeżeli nie – to trzeba liczyć się z tym, że dziecko najpierw będzie coraz głośniejsze. Jeśli to nie pomoże – dziecko sięgnie po bardziej drastyczne metody: zacznie obrażać, niszczyć, uderzać siebie lub innych. Czasami rodzice upośledzonych dzieci pytają: dlaczego krzyczy, uderza głową lub w inny sposób robi sobie krzywdę? A co państwo robią gdy dziecko jest grzeczne? ”Nie przeszkadzamy” – przeważnie mówią rodzice. Jakie wnioski wyciąga dziecko? – jeśli chcesz, by cię dostrzegli musisz stwarzać problemy.

Reagujmy zatem na delikatne sygnały, jakie wysyłają nam dzieci i nie czekajmy, aż sięgną po bardziej drastyczne środki.

http://www.ha-ga.com/dzieci/niemowle.jpg

 





Nasza uwaga jest najcenniejszą nagrodą. Grzeczne dziecko bywa niewidzialne

Co robią rodzice, gdy dziecko grzecznie się samo bawi? Przeważnie wykorzystują ten moment, by zająć się tym, na co nigdy nie starcza czasu: domowymi obowiązkami (w domu, w którym jest dziecko zawsze jest coś do zrobienia) albo po prostu są szczęśliwi, że mają chwilę dla siebie. Czas rodzica mija szybko i niezauważalnie. Nagle z pokoju dziecka zaczynają dochodzić niepokojące odgłosy, bywa też, że doświadczonego rodzica zaniepokoi cisza – wtedy można spodziewać się wszystkiego: być może pociecha z całym oddaniem zajmuje się tworzeniem naściennych malowideł albo odkrywa w sobie talent krawiecki. I oto mama lub tata wpada do pokoju i obdarza swoją pociechę mnóstwem  uwagi, skupia się na nim całkowicie i intensywnie, zdarza się, że wydaje okrzyki a nawet tworzy niepowtarzalny układ choreograficzny machając rękami i wyrywając włosy z głowy. Bingo! Oto małemu człowiekowi udało się sprawić, że rodzic obdarzył je stuprocentową uwagą. Pokazał swemu potomkowi, że na całym świecie nie ma nic ważniejszego od niego. To prawda: rodzic krzyczy i grozi, ale zawsze to lepsze  niż jego obojętność i nieobecność.

Dawno, dawno temu ktoś zauważył, że dzieci zachowują się agresywnie, bo chcą w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Koncepcja całkiem dorzeczna, gorzej, że ów psycholog wpadł na pomysł, by dorośli obdarzali uwagą dziecko, które zachowuje się agresywnie. Dorośli podchodzili  i zajmowali się agresorem, ignorując jego ofiarę. Jak należało się spodziewać w piaskownicy wzrosła liczba aktów dziecięcej przemocy, skoro dorośli tak skrupulatnie za to nagradzali.

 





Czy mamy ignorować to, że dzieci źle postępują?!

Wychowanie dzieci jest chyba najpoważniejszym zadaniem, jakie rodzice mają do wykonania. Gdyby składało się jedynie z chwalenia i nagradzania dzieci byłoby łatwe i przyjemne. Niestety, wcześniej lub później dzieci stawiają nas przed poważnymi wyzwaniami. Zdarzają się sytuacje, w których musimy zmienić zachowanie dziecka, by w przyszłości nie postępowało źle lub nie narażało się na niebezpieczeństwo. Przede wszystkim należy zatrzymać wykonywanie złego postępowania i tu przydane są krótkie hasła „stój” , „przestań”, „zostaw”. Są to hasła „na specjalne okazje”, jak gwizdek sędziego w czasie meczu piłki nożnej, nie należy ich nadużywać na co dzień, bo dziecko przestanie na nie zwracać uwagę. Niekiedy konieczne będzie dotknięcie dziecka, odsunięcie go lub rozłączenie naszych bijących się pociech. WAŻNE! W takich chwilach zawsze najpierw musimy zapanować nad swoimi emocjami. Jeżeli owładnie nami złość i szarpniemy lub popchniemy dziecko, to pokażemy mu, że czasem można zachowywać się agresywnie, a przecież nie o to nam chodzi. Zatem pamiętajmy: nie wolno nam podnieść ręki na dziecko, ale wolno zapobiec dalszej jego agresji.





„K” jak konsekwencja („K” jak kara)

Jednym z celów wychowania dziecka jest zniechęcenie go do niewłaściwego zachowania i przekonanie latorośli, że nie warto źle postępować. Przekonanie pociechy, że warto dobrze postępować wymaga niekiedy zastosowania nieprzyjemnych konsekwencji. Jakich? To zależy oczywiście od ciężkości przewinienia, ale należy pamiętać o następujących zasadach:

1.    Kara (konsekwencja) powinna nastąpić w jak najkrótszym czasie od przewinienia, żeby dziecko mogło skojarzyć niewłaściwe zachowanie z jego nieprzyjemnymi konsekwencjami

http://www.ha-ga.com/przedwojenne/grosza_krawcowi.jpg

-Mandat za przekroczenie prędkości w Stalinogrodzie?

Jeżeli wjedziemy do miasta ze zbyt dużą prędkością i nie zauważymy nawet, że radar zrobił nam zdjęcie, to otrzymując po miesiącu mandat będziemy mieć problem, by przypomnieć sobie, gdzie i kiedy mogliśmy przekroczyć dozwoloną prędkość. Ale, jeśli jadąc zbyt szybko, od razu na rogatkach zostaniemy zatrzymani i pouczeni przez policjanta, to prawdopodobnie tego dnia będziemy jeździć zgodnie z ograniczeniami prędkości, bo funkcjonariusz odświeżył nam przepisy kodeksu drogowego i przypomniał o możliwych sankcjach za niedostosowanie się do nich.

2.      Kara (konsekwencja) musi być możliwa do zrealizowania przez dziecko i rodzica. Nie może być zbyt ciężka, bo po pierwsze nie chodzi o to, by dokuczać dzieciom, lecz by wychować ich na uczciwych i dobrych ludzi; po drugie: jeśli rodzic zdjęty litością zrezygnuje z kary, to pokaże, że rzuca słowa na wiatr, grozi surowymi karami, ale w końcu odpuszcza. Lepiej jest, jeśli rodzic za karę zabroni dziecku korzystania z komputera przez jeden dzień niż zagrozi zakazem korzystania przez tydzień i po jednym dniu ulegnie. Dużo łatwiej jest być konsekwentnym przez dzień niż tydzień, prawda?

http://www.ha-ga.com/panie/pokoj_duzy.jpg

- Ja zawsze jestem konsekwentna, jak mówię dzień bez komputera, to tak ma być

- Brakuje mi konsekwencji, zakazuję komputera na tydzień i po jednym dniu ustępuję

 

3.    Jeśli dziecko dopytuje się, kiedy skończy się jego kara warto zastosować Warunkowe skrócenie kary czyli zaproponować potomkowi co może zrobić w zamian za skrócenie kary. WAŻNE! to nie może być praca wchodząca w zakres codziennych obowiązków dziecka tylko coś dodatkowego. To nie ma być ciężka praca, bo w „warunkowym skróceniu kary” najważniejsze jest uczenie potomka, że ma wpływ na swoje życie i sam może polepszyć swoją sytuację.

4.    Nie należy rezygnować z kary (konsekwencji) dlatego, że ukarane dziecko nęka rodzica domagając się zmiany decyzji. Gdybyśmy tak zrobili, nauczylibyśmy dziecko, że wiercenie dziury w brzuchu jest dobrą metodą negocjacji z rodzicami. Możemy w takiej sytuacji zaproponować „Warunkowe skrócenie kary” mówiąc co konkretnie dziecko ma zrobić, żeby  kara została skrócona.

http://www.ha-ga.com/dzieci/tatus_nie_jest.jpg

- Moi ustępują po dwóch godzinach jęczenia”

 -Tobie to dobrze, ja muszę co najmniej 11 razy powiedzieć, że nikt mnie nie kocha”

 





Konkrety czyli co to znaczy być grzecznym

Kiedy jesteśmy zatrudniani, pracodawca informuje nas, na czym polega nasza praca. Dostajemy do ręki spisane obowiązki i możemy zawsze sprawdzić, czego się od nas oczekuje. Jeśli jesteśmy kierowcami możemy w każdej chwili sięgnąć do Kodeksu Drogowego i sprawdzić, jakie zasady nas obowiązują. Gdyby powiedziano nam, że mamy być „solidnymi pracownikami” i „dobrymi kierowcami” nie precyzując, co to znaczy, każdy z nas mógłby to rozumieć inaczej i nigdy nie bylibyśmy pewni, czy robimy dobrze czy źle. Potrzebujemy dokładnych informacji, co mamy robić i czego mamy nie robić, same ogólniki nie wystarczą.

F:\DCIM\124_PANA\P1240109.JPG

-Ma pan dobrze pracować, chyba nie muszę więcej tłumaczyć.

Jeśli nie mówimy dzieciom, co konkretnie mają robić to istnieje duże ryzyko, że nie zrozumieją nas dokładnie. Im młodsze dziecko, tym bardziej szczegółowych poleceń potrzebuje. Nie wystarczy mu wydać polecenia by posprzątało, trzeba dokładnie opisać co ma zrobić: pościel łóżko, zabierz rzeczy z biurka na ich miejsce, wyrzuć papierki, schowaj ubrania do szafy i tak dalej…





Czytanki

Dlaczego dzieci mają problemy z czytaniem? Nie zaskoczę chyba nikogo stwierdzeniem, że może to mieć związek z tym, że oglądają zbyt wiele telewizji.

F:\DCIM\124_PANA\P1240119.JPG

-Co czytają Państwo dzieciom?

-Mamy dużo bajek na DVD

Dzieci potrzebują książek, które chociaż trochę ich dotyczą. Dobrze, kiedy bohater jest w zbliżonym do niech wieku, a rzeczywistość opisana w książce przypomina otoczenie dziecka. Książki dla dzieci, które dopiero zaczynają swoją przygodę z czytaniem nie powinny zawierać słów niezrozumiałych dla dziecka. Początkującej czytelniczce trudno jest zrozumieć losy Sierotki Marysi, a początkującego czytelnika raczej  nie zafascynują książki o księżniczkach. Im więcej różnych książek będziemy czytać dziecku tym lepiej poznamy jego gust. Jeśli mamy problem od czego zacząć – wybierzmy się do biblioteki i zapytajmy bibliotekarki / bibliotekarza co lubią czytać dzieci.

Często rodzicom się wydaje, że jeśli dziecko poznało już wszystkie literki, to może a nawet powinno samo sobie czytać. Ciekawe, że sami przeważnie nie czytają książek w obcych językach, mimo, że uczyli się przecież niemieckiego, angielskiego czy rosyjskiego. To, że dziecko zna litery, nie znaczy, że da sobie radę z czytaniem dłuższych tekstów. Zmuszanie dziecka do wysiłku ponad jego możliwości tylko zniechęci go do książek, a przecież nie o to chodzi.

Jak zachęcamy do czytania?

Etap 0 - sami czytamy sobie

Etap I – czytamy dziecku, Jeżeli pociecha domaga się czytania – ulegamy i czytamy (jest to jedna z niewielu sytuacji, gdzie można pozwolić dziecku coś na nas wymusić – dziecko będzie zachwycone, że ma nad nami taką władzę, a tymczasem my,  po cichutku, realizujemy swój tajny plan wprowadzenia dziecka w świat książek). Uwaga! Żadna płyta / plik MP 3 nie zastąpi czytającego rodzica, głos mamy, taty czy innej bliskiej osoby jest nie do zastąpienia. Nie ma takiego lektora, który mógłby Was zastąpić na tym etapie czytania.

Etap II nawet, jeśli dziecko już umie samo czytać, nadal mu czytamy. Ale… Zdarza się czasem, że czytamy dziecku książkę i musimy przerwać w jakimś fascynującym momencie. Albo kupujemy kolejną książkę z ulubionej przez dziecko serii i zostawiamy ją w zasiągu dziecka, ale tak się jakoś składa, że czas czytania wypada dopiero za kilka godzin, a tu książka leży i kusi…

 





Procedury

Kiedy pytam jak wygląda typowy poranek przeważnie najpierw słyszę westchnięcie, a potem dowiaduję się, że dziecko długo podnosi się z łóżka, godzinami się ubiera, nie zabiera do szkoły potrzebnych rzeczy, zapomina o umyciu zębów i tak dalej. Matki i ojcowie rozpoczynają dzień od wydawania okrzyków „pościeliłeś łóżko?”; „czy jesteś spakowana?”; „umyj zęby”.

Nie można być równocześnie w pokoju dziecka i w swoim pokoju, w kuchni lub w łazience. To po prostu nie może się udać.

Nawet najbardziej doświadczeni rodzice mają problem, by jednocześnie zajmować się swoimi obowiązkami i kierować pociechą. Rano ZAWSZE jest za mało czasu! Rano tata musi się ogolić, a mama musi zrobić makijaż, trzeba zorganizować śniadanie i wszyscy muszą wyjść z domu wystarczająco wcześnie, by zdążyć na czas. Nawet najzdolniejszy rodzic nie potrafi równocześnie zajmować się porannymi obowiązkami i kierować nieletnimi awatarami.





Czy jest jakaś rada na poranne stresy?

Po pierwsze: jak zawsze bardzo ważna jest profilaktyka. Nie odkładajmy na rano tego, co można zrobić wieczorem. Bezpieczniej będzie wieczorem pakować tornister i przygotować ubrana na następny dzień. Wieczorem nie ma czasu? Przecież spakowanie tornistra zarówno rano jak wieczorem trwa tyle samo.

Po drugie: starszym dzieciom „spakujmy” ich obowiązki. Stwórzmy listy zadań, które trzeba wykonywać każdego poranka, popołudnia i wieczoru. Musimy tam wyszczególnić, to, co zawsze

jest do zrobienia. Młodsze dzieci potrzebują pojedynczych poleceń, ale starszym można już dawać do wykonania pakiety zadań „Poranne czynności”, ”Odrabianie lekcji”, „Wieczorne czynności”. „Pakiet czynności” to sporządzony razem z dzieckiem wykaz rzeczy, które należy zrobić, wraz z kolejnością ich wykonywania. Dzięki takiej liście umieszczonej w widocznym miejscu pokoju dziecka rodzic nie musi wypytywać po kolei, czy potomek pościelił łóżko, umył zęby, ubrał się, bo wystarczy tylko przypominanie „poranne czynności, kochanie”, wykonywanie zaś tych czynności zawsze w tej samej kolejności sprawi, że z czasem dziecko będzie je wykonywać automatycznie, nie przerywając myślenia o niebieskich migdałach.





Zrób kupkę czyli pakowanie tornistra

W wielu rodzinach to rodzice pakują dziecku tornister do szkoły. Trudno się im dziwić, bo niektórym naprawdę trudno urwać się z pracy, by dowieźć do szkoły atlas, cyrkiel czy strój na w-f. Tylko dlaczego to rodzice mają odpowiadać za spakowanie plecaka? Przecież większość rodziców skończyła już swoje szkoły. „Muszę mu pomagać, bo samo nie da sobie rady” – słyszę. Trochę racji w tym jest, rzeczywiście, jeśli do tej pory dziecko samo nie pakowało się do szkoły, to z dnia na dzień nie przyswoi sobie tej umiejętności. Ale… trening czyni mistrza.

Zaczynamy!

Pakowanie plecaka zaczynamy od rozpakowania go po lekcjach.

Etap I: Poproś dziecko, by zrobiło kupkę. A dokładniej mówiąc kilka kupek:

·        kupka nr 1 z książkami i zeszytami, gdzie coś jest do odrobienia pisemnego;

·        kupka nr 2 z lekcjami do nauczenia się

·        kupka nr 3, z którą nic nie trzeba robić.

Kupka nr 3 jest złożona na półkę, gdzie dziecko trzyma swoje podręczniki i zeszyty, kupki 1 i 2 zostają na biurku.

Etap II Kupka nr 1 ma pierwszeństwo: dziecko powinno najpierw zająć się lekcjami pisemnymi. Każdy zeszyt, książka z ćwiczeniami czy blok rysunkowy z odrobionymi lekcjami tworzy kupkę nr 4. Uwaga!  Lepiej zaczynać od krótszych zadań – rozgrzewka nie powinna być zbyt trudna, poza tym rosnąca sterta odrobionych lekcji (kupka nr 4)  poprawi humor dziecku (i rodzicowi).

Ważne: dziecko może sobie nie poradzić z niektórymi zadaniami, wówczas powinno odłożyć je i zabrać się za następne zadania, po odrobieniu tych lekcji, które nie sprawiły trudności dziecko może wezwać na pomoc rodzica do tych zadań,  z którymi miało problem.

Etap III Uczenie sięszczegóły jak to robić znajdują się w rozdziale „Metoda akapitowa”

Etap IV Pakowanie tornistra: kiedy wszystkie książki i zeszyty leżą na kupkach nr 3 i nr 4 dziecko bierze plan lekcji i po kolei wkłada do tornistra rzeczy potrzebne na następny dzień (worek na w-f też!). To co nie będzie potrzebne zostaje na półce. I już.

 





Metoda akapitowa

„Mój syn w ogóle nie umie się uczyć!”. „Moja córka czyta po 10 razy to samo i nic nie pamięta!”. „Wczoraj ślęczał nad książkami przez całe popołudnie a rano nic nie potrafił powiedzieć!”. Znamy? Znamy, z własnego doświadczenia. Codziennie tysiące dzieci czytają kilka (kilkanaście) razy te same rozdziały i po chwili niczego nie pamiętają. Dlaczego tak się dzieje? Naszą uwagę cechuje podzielność, oznacza to, że jesteśmy w stanie czytać (a właściwie ślizgać się wzrokiem po tekście) i równocześnie myśleć o czymś innym. Niby widzimy litery, ale do naszej pamięci nie dociera to, co czytamy. Jeżeli udaje nam się coś zapamiętać, to przeważnie zapamiętujemy wzrokowo całe strony. Wiemy, że jakieś wiadomości były na dole lewej kartki, że litery miały inny kolor, albo obok był obrazek… i ni w ząb nie jesteśmy z stanie przypomnieć sobie o co chodziło. No, chyba, że ktoś, chociaż na sekundę otworzy książkę w tym miejscu – wtedy od razu wszystko się przypomina. Niestety, na sprawdzianach nie można otwierać książek, nawet na chwilę, a w inny sposób nasze pliki w pamięci nie chcą się otworzyć. 

Nie idźcie tą drogą! Są inne sposoby, by nauczyć dzieci szkolnego materiału. Jak zawsze, na początek będzie potrzebna pomoc rodzica.

Etap I polega na ułożeniu pytań do każdej istotnej informacji z teksu, z jakiego uczy się dziecko. Pytania powinien układać rodzic. Dziecko czyta jeden akapit (młodsze - jedną linijkę) i odpowiada na pytanie; potem czyta następny akapit (następną linijkę) i odpowiada na następne pytanie. Uwaga! Dziecko odpowiada na pytania pełnymi zdaniami i nie zerka do książki, mówi patrząc przed siebie - ważne jest, żeby dziecko nie musiało patrzeć w tekst, żeby przypomnieć sobie wiadomości.

Przykład:

„Nie rusz, Andziu, tego kwiatka,
Róża kole” rzekła matka.
Andzia mamy nie słuchała,
Ukłuła się i płakała.”

Jak to zrobić?

Dziecko czyta: „nie rusz, Andziu, tego kwiatka”

Rodzic pyta: „czego miała nie ruszać Andzia?”

Dziecko odpowiada: „Andzia miała nie ruszać kwiatka”

Dziecko czyta: „róża kole  rzekła matka”

Rodzic pyta: „co powiedziała matka?”

Dziecko odpowiada: „mama powiedziała, że róża kłuje”

Dziecko czyta: „Andzia mamy nie słuchała”

Rodzic pyta: „czy Andzia posłuchała się mamy?”

Dziecko odpowiada: „Andzia nie posłuchała się mamy”

Dziecko czyta: „ukłuła się i płakała”

Rodzic pyta: „co się stało Andzi?”

Dziecko odpowiada: „ Andzia ukłuła się i płakała”

Ktoś mógłby zapytać: dlaczego ta metoda miałaby być skuteczniejsza niż kilkukrotnie przeczytanie wierszyka?

Po pierwsze dlatego, że dziecko samodzielnie, bez zaglądania do tekstu, opowiedziało treść wiersza:

(„Andzia miała nie ruszać kwiatka, mama powiedziała, że róża kłuje, Andzia nie posłuchała się mamy, ukłuła się i płakała”). Po drugie uczyliśmy dziecko opowiadania pełnymi zdaniami (każdy kto ma do czynienia z dziećmi wie, że często mają one skłonność do odpowiadania na pytania pojedynczymi wyrazami, a nauczyciele tego nie lubią…). Po trzecie: dziecko zapamiętało szczegóły zdarzenia (imię dziewczynki, rodzaj rośliny, skutki nieposłuszeństwa). Po czwarte: naprowadzany dziecko na to, że pewne działania wynikają z innych (łączy je ciąg przyczynowo – skutkowy). Po piąte: dziecko nauczyło się odtwarzać informacje bez zerkania do „ściągawki” czyli bez zaglądania do teksu.

Przykład dla zaawansowanych

Róże wymagają gleby piaszczysto – gliniastej, a ich stanowisko powinno być dobrze nasłonecznione i wilgotne. Róże nie tolerują gleb podmokłych i zimnych. W czasie wzrostu potrzebują nawożenia, nie można dopuścić do przesuszenia gleby, jest to niezbędne by róże obficie kwitły.

Zadajemy pytania:

Jakiej gleby wymagają róże?

Jakie powinno być stanowisko dla róż?

Jakich gleb nie tolerują róże?

Czego potrzebują róże by obficie kwitnąć?





Kiedy robić przerwę w czasie odrabiania lekcji?

Zawsze, kiedy pytam rodziców lub nauczycieli, kiedy robią przerwę w odrabianiu lekcji to zawsze słyszę „kiedy widzę, że zaczyna popełniać błędy”. Błąd! Okropny błąd!

Dlaczego błąd?

Po pierwsze dlatego, że robiąc przerwę gdy dziecko popełnia błędy uczymy je, że jeśli chce mieć przerwę w pracy, to musi źle pracować, bo jeśli skupi się na zadaniach i będzie je dobrze wykonywał, to rodzic nie da mu chwili odpoczynku. Co by było, gdyby takie zasady obowiązywały w świecie dorosłych? Gdyby pan Józio w nagrodę za fuszerkę był nagradzany urlopem, a pan solidny pan Franio harował do upadłego?

Po drugie dlatego, że zakończenie zadania jest zawsze wstępem do następnego. Jeśli dziecko zakończy zadanie z poczuciem sukcesu, to kiedy będzie następnym razem rozpoczynać pracę będzie pamiętać, że ostatnio mu się udało i będzie rosło jego poczucie wartości i poczucie kompetencji.

Za bardzo skomplikowane? Spróbujmy rozwinąć temat:

Wyobraźcie sobie, że pojechaliście na wycieczkę na jakąś rajską wyspę. Niestety, na początku zginęła część Waszego bagażu, ale wycieczka była bardzo interesująca, wypoczęliście wśród pięknych roślin, słuchając śpiewu egzotycznych ptaków i jedząc pyszności, jakich wcześniej nie mieliście okazji nigdzie spotkać. Wracacie i opowiadacie: „zaczęło niezbyt dobrze, bo zgubili nam bagaż, ale później było już tylko lepiej, wspaniale wypoczęliśmy, było naprawdę jak w raju”.

http://www.ha-ga.com/urlop/lysina.jpg

I sytuacja druga: wycieczka była interesująca, urzekła Was przyroda, ale w drodze powrotnej zginęła część Waszego bagażu. Wracacie i opowiadacie: „Wycieczka była fajna, ale co z tego, jak  drodze powrotnej zgubili nam bagaż”.

Widzicie to? W pierwszej sytuacji dobre zakończenie wycieczki sprawia, że nie przejmujecie się tak bardzo zagubionym bagażem. W drugiej sytuacji – zgubienie bagażu powoduje, że zapominacie, że wcześniej przeżyliście na wycieczce dużo dobrych chwil.

Potwierdza się ludowe przysłowie, że wszystko dobre, co dobrze się kończy. Zatem nie zmuszajcie dziecko do pracy do upadłego i róbcie przerwy wtedy gdy dziecko dobrze pracuje. Niech wie, że przerwa jest nagrodą za dobrą pracę.





A jeśli spóźnimy się z przerwą i dziecko zacznie już popełniać błędy?

Jak mawiają babcie „na wszystko jest rada”. Na spóźnioną przerwę również. Po prostu zaaranżuj sukces. Jeśli uczysz tabliczki mnożenia powiedz: a teraz takie trudne zadanie: ile jest dwa razy dwa?”; jeśli uczysz języka polskiego każ dziecku przeliterować słowo „kot”. A potem daj dziecku zasłużoną przerwę.





Jeść pić siusiu

Powiedzmy sobie szczerze: dzieci nie odczuwają entuzjazmu na myśl o odrabianiu lekcji. Siadają do zadań przeważnie dlatego, że im to każemy i zaraz się zaczyna stara śpiewka: „chcę jeść”; „chcę pić”, „chcę siusiu”. Trochę głupio tak zabronić dziecku jeść czy zakazać czynności fizjologicznych więc czas poświęcony na odrabianie lekcji rozwleka się w nieskończoność: dziecko celebruje posiłek, czeka aż wystygnie herbatka lub wyjątkowo dokładnie myje rączki po skorzystaniu z toalety, a rodzic coraz bardziej niecierpliwi się, bo oprócz nadzorowania lekcji pociech ma jeszcze mnóstwo innych rzeczy do zrobienia.

Co robić?: ZANIM dziecko usiądzie do lekcji należy je (spokojnie) spytać czy nie jest głodne, spragnione, nie chce skorzystać z toalety.





Nie zamykajmy drzwi czyli jak odrabiać lekcje

Istnieje przekonanie, że dzieci najlepiej odrabiają lekcje gdy siedzą same w zamkniętym pokoju. Niestety, rzeczywistość wygląda inaczej. Mniejsze dzieci, pozbawione nadzoru, nie poradzą sobie z odrabianiem lekcji w takich warunkach. Jest bardzo prawdopodobne, że dziecko pozostawione samo sobie będzie pracowało opieszale, a odrabianie lekcji będzie przeciągać się w nieskończoność. Kontrola rodzicielska polegająca na staniu nad dzieckiem dostarczy stresu zarówno dziecku jak i rodzicom, dziecku nie będzie łatwo odrabiać lekcji, jeśli rodzic będzie mu stać za plecami, a rodzic będzie irytować się ślamazarnością swojej pociechy. Warto też mieć świadomość, że rodzice mają mnóstwo innych rzeczy do zrobienia oprócz nadzorowania lekcji.  Nie ma wyjścia: trzeba pogodzić obowiązki dzieci i rodziców. Bez obaw, nie będzie tak źle.

Większość zajęć domowych to prace dosyć ciche. Takie fascynujące zajęcia jak obieranie ziemniaków, prasowanie, sortowanie prania są prawie bezgłośnie. Nic nie stoi na przeszkodzie, by posadzić dziecko przy stole w kuchni i jednocześnie przygotowywać obiad, albo stać przy desce do prasowania i odpytywać ze znajomości kontynentów. Jeśli pracujemy razem (my – przy pracach domowych, a dziecko przy lekcjach), to nasz przykład motywuje dziecko do pracy.

Ostrzeżenie: Drodzy Rodzice! Niech nie przyjdzie Wam do głowy, że dziecko będzie odrabiać lekcje, a Wy w tym czasie sobie odpoczniecie. Zdziwilibyście się, jak szybko Wasze dziecko zorientuje się, że ono pracuje, a Wy nie i porzuci prace domowe by potowarzyszyć Wam w odpoczywaniu.

Jednym słowem: razem pracujemy i razem odpoczywamy.





Tego można się spodziewać

Jeśli marzycie o tym, by w miejscu publicznym doszło do karczemnej awantury między Wami i Waszym dzieckiem, to musicie wiedzieć, że łatwo można stworzyć okoliczności, które Wam to zagwarantują. Wystarczy przecież zabrać potomstwo na długie zakupy, uniemożliwić mu zabawę, nie nakarmić o zwykłej porze i założyć niewygodne ubranko (najlepiej drogie i wytworne, którego nie wolno mu pobrudzić). Takie działania doprowadzą niechybnie do zatargu z dzieckiem, które będzie marudzić, narzekać, płakać, a może nawet zacznie krzyczeć i obrażać rodziców. Codziennie w setkach sklepów odgrywane są spektakle z udziałem zaangażowanych wykonawców. Dzieci kapryszą i grymaszą, a rodzice próbują je przekupywać, grożą im, krzyczą, a nawet straszą karami cielesnymi. Bezradne dzieci, które nie umieją jeszcze uczestniczyć w zakupach i ich bezsilni rodzice.

Im częściej zdarzają się sytuacje, w których dochodzi do konfliktu między rodzicem i dzieckiem tym łatwiej my – rodzice i one – dzieci uwierzymy, że tak być musi. Ale… im częściej będziemy wychodzić na zakupy i wszystko odbędzie się spokojnie, tym łatwiej nam będzie uwierzyć, że może być dobrze. Jak to zrobić?

Niech celem wyjścia będzie właściwe zachowanie dziecka, a nie zrobienie olbrzymich zakupów. Na początek idźmy do małego sklepiku i kupmy kilka rzeczy, które zaraz wykorzystamy (np. produkty do przygotowania potrawy, którą dziecko lubi. Nie przedłużajmy naszego wyjścia, nie załatwiajmy „przy okazji” innych spraw, nie wdawajmy się w rozmowę ze znajomymi, których spotkaliśmy. Naszym zadaniem jest bezkolizyjne zrobienie zakupów, po prostu kupujemy i wracamy. Chwalimy dziecko za poprawne zachowanie. Uwaga: można dziecku kupić jakiś drobiazg, ale to powinna być niespodzianka (czyli nie mówimy: jak będziesz grzeczny, to coś ci kupię).

Jak zawsze, gdy uczymy jakichś umiejętności, stopniowo zwiększamy poziom trudności czyli wydłużamy czas zakupów, zwiększamy ilość rzeczy do kupienia, idziemy do dwóch sklepów lub do sklepu samoobsługowego. Jeśli dziecko nie radzi sobie w trudniejszych warunkach (jest „niegrzeczne”) znów „obniżamy poprzeczkę” i ćwiczymy kupowanie w łatwiejszych warunkach. Po jakimś czasie możemy znów spróbować zwiększyć poziom trudności.





On mnie bije!

Niezwykle rzadko zdarza się, by agresja fizyczna pojawiła się „z niczego”, chociaż czasami kolejne etapy narastania agresji trwają tak krótko, że trudno to zauważyć. Zaczyna się od drobiazgu, błahy powód sprawia, że słychać coraz bardziej podniesione głosiki (jeśli wsłuchamy się w kłócące się dzieci, to zauważymy, że ich głosy stają się wyższe / cieńsze niż zwykle), potem następuje przeważnie popchnięcie oponenta i oddanie ciosu dowolną techniką – udrapanie, uszczypanie, uderzenie, kopnięcie – jednym słowem wszystkie chwyty dozwolone, przecież nawet mistrzowie MMA tak zaczynali. Dzieci nie są głupie, te młodsze przeważnie w czasie bójki wzywają posiłki, krzycząc w taki sposób, by rodzic nie miał wątpliwości, że to właśnie ono padło ofiarą napaści. Starsze dzieci wolą niekiedy walczyć po cichu, by uniknąć rodzicielskiej interwencji.

Czy można w jakikolwiek sposób zapobiec dziecięcym bójkom? Można, wymaga to jednak wprowadzenia w życie dorosłych pewnych zasad: musimy dawać dzieciom dobry przykład, bo wtedy możemy powiedzieć: ludzie się umówili, że nie biją, ja nikogo nie biję i tego oczekuję od ciebie; 

niech grzeczne dzieci nie będą niewidzialne, chwalmy dzieci, gdy grzecznie się bawią;

bądźmy w pobliżu, dzieci są wówczas grzeczniejsze.

Dzieci często są niegrzeczne, gdy są zmęczone lub głodne. Jeśli regularnie o godzinie 17 kłócą się, to spróbujmy je nakarmić o 16.30 i zobaczmy, czy to nie pomoże. Sprawdźmy, czy w pomieszczeniu, w którym są dzieci nie jest zbyt gorąco lub duszno. Wyłączmy zbyt głośną muzykę i nie pozwalajmy na to, by zabawom dzieci towarzyszył stale włączony telewizor. Nadmiar bodźców doprowadzi do rozdrażnienia każdego.





Sygnały nadchodzącej burzy.

Umiejętnością, którą powinien opanować każdy rodzic i każdy wychowawca jest rozpoznawanie nadchodzącej burzy. Dzieci nie wszczynają bójek natychmiast. Prawie nigdy nie zdarza się, że dziecko nagle rzuca się na drugie z pięściami. Zawsze poprzedza to szereg zachowań, które wcześniej zapowiadają co będzie się działo, kiedy dorosły nie zareaguje. Sygnały nadchodzącej burzy są na początku delikatne. Dzieci zaczynają mówić trochę szybciej, mówią bardziej wysokimi głosikami, mówią w sposób bardziej skandujący (stacatto). Potem zaczynają mówić jeszcze szybciej, często też pojawiają się takie elementy jak zaciskanie pięści, zaciskanie zębów, usztywnienie sylwetki. Potem, jeżeli ma dojść do agresji, często jest to potwierdzone jakimś popchnięciem czy przesunięciem, czyli kontaktem fizycznym, który nie jest jeszcze bezpośrednio agresją. Czasami oczywiście ta sekwencja zdarzeń przebiega bardzo szybko. Natomiast w momencie, kiedy już słyszymy, że dzieci zaczynają mówić trochę szybciej, trochę głośniej, trochę wyższymi głosami, to jest ten moment, kiedy już nie ma na co czekać tylko trzeba zainterweniować. Dlaczego? Dlatego, że interwencja szybka kiedy mówimy na przykład: “No kochani, chyba czas zmienić zabawę”, albo “chyba potrzebujecie mojej pomocy”, będzie dużo łatwiejsza niż rozdzielanie dwóch szarpiących się, zawziętych przeciwników.





To on zaczął

Dorośli, kiedy słyszą te słowa nie muszą już wypijać filiżanki espresso, ani puszki red-bulla, aby podniosło im się ciśnienie. Nieodmiennie interweniując po dziecięcych bójkach słyszymy: “To on zaczął!”, albo “Musiałem go uderzyć bo...”. Doświadczenie uczy, że przeważnie zostaniemy zapoznani z ciągiem zdarzeń, które rozpoczęły się miną lub chrząknięciem, następnie padały coraz ostrzejsze słowa wreszcie dochodziło do agresji fizycznej. Ustalenie winnego staje się wręcz niemożliwe. “To on zaczął!” - mówi ten, który popchnął. “To on zaczął!” - mówi ten, który obraził. Prawdę mówiąc dochodzić kto zaczął nie ma żadnego sensu. A to dlaczego? A to dlatego, że każde z dzieci, że każde ze sprawców bójki powinno odpowiadać indywidualnie za tę część konfliktu, o której ono zadecydowało. O co chodzi? Na pozór może się to wydawać skomplikowane, natomiast jeżeli wprowadzimy generalną zasadę – zakaz używania przemocy fizycznej i przemocy werbalnej, w tym momencie odpowiedzialność zaczyna rozdzielać się na obydwu sprawców. Jeżeli powiemy dziecku: “bez względu na to kto robi jakie miny, nie masz prawa go obrażać”, czy “bez względu na to kto co ci powiedział nie masz prawa go bić” i „jeżeli uważasz, że ktoś ci zrobił krzywdę powinieneś się zgłosić do osoby dorosłej, która jest uprawniona do interweniowania” to od razu kończy się problem z odpowiedzialnością, ponieważ jeżeli ktoś obrażony popchnął tego drugiego, za to popchnięcie odpowiada indywidualnie. To postępowanie bardzo ułatwia, ponieważ nie wikła nas, dorosłych w rozstrzyganie kto zaczął i czy rzeczywiście jakieś słowa uprawniały tę drugą osobę do przemocy fizycznej. Powiedz dziecku: “Bez względu na to co się dzieje nie masz prawa nikogo obrażać, ani nikogo bić. Jeżeli uważasz, że ktoś zachowuje się wobec ciebie niewłaściwie musisz interweniować. Ty odpowiadasz za to czy obraziłeś kogoś czy uderzyłeś kogoś”. Ta sytuacja bardzo rozjaśnia poczucie odpowiedzialności. Powoduje, że dzieci uczą się indywidualnie odpowiadać za to co robią. Podobnie jest zresztą w świecie dorosłych, nikt przy zdrowych zmysłach nie usiłuje “odkraść” złodziejowi swojej własności, lecz wie, że powinien zgłosić się na do organów ścigania czy do organów sądowniczych, by swoją własność odzyskać.





Jak kończyć dziecięce bójki?

Przede wszystkim musimy pamiętać, że agresywne zachowania są dosyć częste u dzieci. Dzieci dopiero z czasem i to tylko i wyłącznie przy pomocy osób dorosłych, wypracowują różnego rodzaju strategie radzenia sobie w sytuacjach trudnych. Na początku przeważnie sięgają po fizyczną agresję bądź fizyczną interwencję, zabierają dziecku wiaderko, odpychają kolegę od huśtawki, czy zajmują najlepsze miejsce w autobusie. Później przemoc dziecięca cywilizuje się, czyli dzieci może się już nie biją ale wyzywają się. Jest to etap świadczący o tym, że dzieci nabywają umiejętności społecznych. Nie należy się martwić, że dzieci zastąpi bicie wyzywaniem się, ponieważ tak na prawdę uczą się kontrolować swoje emocje i swoje zachowanie. Już nie naruszają bezpieczeństwa fizycznego innych osób. Dopiero po latach starań i ćwiczeń wypracowanych przez dzieci z pomocą dorosłych wyzwiska zmieniają się w zażarte kłótnie, a później zażarte kłótnie, w spokojne dyskusje I przekonywanie do swoich argumentów. Bardzo ważne jest, jeżeli kończymy konflikt między dziećmi, by dzieci na prawdę pogodziły się i wybaczyły sobie. Oczywiście mówimy tu o normalnych konfliktach, gdy siły i straty po obydwu stronach są wyrównane, a nie o tak złożonych zjawiskach, jak na przykład przewlekłe dokuczanie (bullying) do jakiego dochodzi w szkołach. Natomiast zakładając, że sprzeczka, bójka, czy kłótnia, miały charakter jednorazowy warto jest wypracować z dziećmi porozumienie. Podstawowa sprawa – nie da się zrobić tego szybko. Dzieci nie pogodzą się natychmiast. Narzucona przez nas arbitralnie zgoda nie będzie trwała. Nie warto tego robić. Warto natomiast usiąść, opisać sytuację, zwrócić uwagę na niedopuszczalność zachowań, zarówno szturchanie, wyzywanie się, czy obrażanie czy robienie złośliwych min. A potem powiedzieć, ze jest to normalne, że czasami tak się dzieje, że warto takich sytuacji unikać i trzeba się pogodzić, bo po prostu czasem takie sytuacje się zdarzają. Niezwykle ważny jest spokój i brak pośpiechu ze strony dorosłych.





Dziecko nie ma baterii

Często słyszę, że dziecko „musiało się rozładować”. „Musiało” coś zniszczyć,  uderzyć lub wyzwać kogoś słabszego od siebie. Dzieci nie mają baterii. Agresja nie powoduje tego, że dziecko stanie się spokojniejsze. Wręcz przeciwnie, przyzwalając na „rozładowanie” złości uczymy dziecko, że pozwalamy na przemoc wobec słabszych i utrwalamy u niego złe zachowanie. Dzieciom będzie łatwiej wyrosnąć na porządnych ludzi, jeśli usłyszą od nas prosty komunikat „nie wolno nikogo bić” niż jeżeli będziemy bronić nagannego  postępowania mówiąc, że dziecko „musiało tak zrobić”. Im częściej uświadamiamy dzieciom, że od ich postępowanie zależy od ich decyzji (wolnej woli) tym łatwiej im będzie stać się kowalami swojego losu.

http://www.ha-ga.com/panie/stan_malzenski.jpg

- Jak mój synek pobije czterech kolegów od razu robi się spokojniejszy.

-Mój najlepiej rozładowuje się jak przewróci szafę”

Nie dowiedziałam się jeszcze, co się działo, jeśli dziecko się „nie rozładowało”. Uważam, że przyzwolenie na „rozładowanie” jest de facto zaakceptowaniem zachowań agresywnych i zdejmowaniem z dziecka odpowiedzialności (bo musiało się rozładować). Pokrewnym problemem jest oczekiwanie rodziców, że dziecko będzie doskonale panowało nad emocjami, formułowane jako polecenie „uspokój się natychmiast”. Z mojego doświadczenia wynika, że najlepszą metodą interwencji jest umożliwienie dziecku poradzenia sobie z emocjami (uspokojenia się, wyzłoszczenia się) w takim czasie, jakiego potrzebuje przy jednoczesnym absolutnym zakazie zachowań agresywnych. Dzieci potrzebują czasu, by „dojść do siebie”. Przeważnie jest to 10 – 15 minut, ale znam też dziecko, które potrzebowało 2 godzin.





Bezpieczeństwo I higiena zabawy

“Polak głodny to zły” Bez względu na wiek. Powiem więcej. Dzieci głodne są złe, bez względu na narodowość. Dorośli często nie zdają sobie sprawy, że dzieci mogą być nieświadome odczuwania głodu. Natomiast mogą manifestować głód poprzez niezadowolenie, irytację, czy uciążliwe zachowanie. Dzieci głodnieją szybko. Czasami wydaje nam się, że dopiero co zjadły podwieczorek a kiedy zaproponujemy im jakieś jedzenie ono szybko znika. Dzieci nie zawsze głodnieją o ściśle określonych godzinach, dlatego jeżeli zależy nam na tym, żeby dzieci bawiły się grzecznie musimy pamiętać o kilku podstawowych zasadach. Po pierwsze dzieci nie powinny być głodne. Jeżeli zapytamy, a mówią, że nie chcą jeść, warto w pokoju gdzie się bawią postawić np. małe kanapeczki na jeden kęs, żeby miały je w zasięgu ręki. Oczywiście muszą mieć również dostęp do picia. Jedzenie które podajemy dzieciom powinno być zdrowe. To chyba oczywiste, że nie zaleca się chipsów, coli czy napojów gazowanych. Pożądane są natomiast kanapki, owoce, soki, woda – sprzyjają zabawie. Poza tym, ważne jest też żeby w pokoju nie było zbyt gorąco. Rodzice czasami nie wietrzą, gdyż boją się, że dziecko się przeziębi. Zaduch, który panuje w niektórych dziecięcych pokojach mógłby doprowadzić  bardziej wrażliwe osoby do omdlenia Gdy stężenie tlenu jest bardzo niskie, a wilgotności I temperatura powietrza wysokie, bardzo trudno nam pracować, a dzieciom bawić się. Dlatego dobrze jest gdy pokój dzieci jest wywietrzony, a temperatura nie za wysoka. Ważne jest też, aby w pokoju, w którym bawią się dzieci nie dostarczyć im jakiś dodatkowych pobudzających bodźców. Z całą pewnością nie powinien im towarzyszyć włączony telewizor. Jeżeli dzieci się bawią, to nie ma potrzeby, by dodatkowy hałas przeszkadzał im w tym. Nie jest też wskazane, by grała głośna muzyka. Warto również podkreślić, że dzieci są grzeczniejsze gdy bawią się przy otwartych drzwiach, być może gwar dochodzący z dziecięcego pokoju przeszkadza nieco dorosłym, ale zdecydowanie zmniejsza ryzyko, że w pokoju dojdzie do jakiś konfliktów. Myszy harcują jak kota nie czują, a dzieci harcują kiedy wydaje im się, że dorośli nie wiedzą co się dzieje.





Ile razy mam im mówić czyli o  pożytkach z chodzenia

Gdyby sporządzić listę sytuacji najbardziej irytujących rodziców, to z pewnością w pierwszej dziesiątce znalazłoby się wielokrotnie powtarzanie polecenia. „Ile razy mam mu powtarzać?!” pytają rodzice. Przeważnie okazuje się że rodzice wydają polecenie po raz pierwszy, drugi, trzeci… Przy dziesiątym przeważnie wrzeszczą na dziecko, obrażają, grożą. Nie tędy droga. Nie warto uczyć dzieci, że te pierwsze 9 poleceń się nie liczy. Drogi rodzicu! Jeżeli Twoja pociecha zignoruje  pierwsze polecenie to zamiast je powtarzać wstań, spokojnie podejdź i delikatnie dotknij dziecka, popatrz mu w oczy i łagodnym głosem powtórz polecenie. Dlaczego już za drugim razem podchodzić do dziecka? Po pierwsze: dlatego, że jeśli podejdziesz do dziecka po tym, jak dziewięć razy zignorowało Twoje polecenie, to na pewno nie będziesz już spokojny, Twój dotyk nie będzie delikatny, a Twój głos nie będzie łagodny (prawdę mówiąc będziesz mocno wnerwiony). Po drugie: szybka interwencja czyli przyjście do dziecka już po pierwszym niewypełnieniu przez niego polecenia zajmie mniej czasu niż dziesięciokrotne powtarzanie zakończone awanturą. Po trzecie: warto być blisko dziecka, gdy ma ono jakieś trudności – na przykład trudności w wykonaniu Twojego polecenia.





Wciąż mu tłumaczę i nic się nie zmienia

Wiele osób wierzy, że jeśli będzie się dużo tłumaczyć, to dziecko w końcu zrozumie i czegoś się nauczy. I tłumaczą, tłumaczą i tłumaczą… I wciąż nie mają efektów. Objaśnianie świata jest potrzebne dzieciom, ale to za mało, by umiały właściwie postępować. Żeby coś umieć – pisać, tańczyć, jeździć na rowerze - nie wystarczy wiedzieć i rozumieć, jak to zrobić, trzeba jeszcze ćwiczyć.

http://www.ha-ga.com/dzieci/mareczku.jpg

Dlaczego nie umiesz jeździć na rowerze? Tyle razy ci powtarzałem:

Prędkość V = P / F, opór aerodynamiczny Fa = Cd * Sd * ( p*V2 )/ 2, opór toczny Ft = crr * m * g * cos (α), opór wynikający z nachylenia terenu Fn = m * g * sin(α), energia kinetyczna Ekin = ½ * m * V2

 

Rysunki pochodzą z czasopisma „Szpilki”